Loading...

Oto 10 aplikacji, które zawsze instaluję w swoich smartfonach

Oto 10 aplikacji, które zawsze instaluję w swoich smartfonach

Korzystam z wielu smartfonów, swoich własnych i tych do testów, zmieniam je niekiedy co tydzień czy dwa, ale najciekawszy nawet smartfon nic nie znaczy bez dobrych aplikacji. Ich lista też się zmienia, jednak jest zestaw 10 pozycji, które niemal zawsze pojawiają się w moich smartfonach, co sprawia, że nawet z nowym telefonem czuję się jak w domu.

Aplikacji, które zawsze instaluje w swoich smartfonach, jest oczywiście znacznie więcej niż 10 – część z nich to podstawowe narzędzia, z których korzystam w pracy, jak Outlook czy Slack, inne to apki obsługujące akcesoria czy urządzenia smart home różnych producentów, jak Xiaomi, Huawei czy Samsung, są też popularne i znane serwisy multimedialne, jak Spotify, TIDAL albo Netflix, a także aplikacje bankowe czy sklepy internetowych platform sprzedaży. To są programy, które „instalują wszyscy”, oczywiście w zależności od własnych potrzeb. Jest też jednak dziesiątka, która nie mieści się w tych oczywistych kategoriach. Oto i ona!

Nova Launcher – najfajniejszy pulpit w Androidzie

Nova Launcher to jedna z aplikacji, jakich się używało w czasach takich koszmarków jak Touch Wiz Samsunga, a czysty Android był biedny, że aż zęby bolały. Cóż, ja używam takiej aplikacji do dziś. Nova Launchera kupiłem w wersji Prime 8 lat temu i wciąż się przydaje.

Dzisiejsze interfejsy smartfonów Samsunga, LG czy Huawei są na tyle dojrzałe, że pokusa zmieniania środowiska uruchomieniowego nie jest może wielka, ale akurat prywatnie, poza testami najczęściej używam telefonów z domyślnym interfejsem z czystego Androida lub też jego własne przeróbki innych producentów. I tam Nova Launcher sprawdza się idealnie.

Nova Launcher pozwala zamienić domyślny pulpit w każdym smartfonie z Androidem i dostosować go do własnych potrzeb. Liczba opcji ustawień jest przeogromna. Ikony można rozmieszczać w dowolnych układach siatek (4x5, 5x6 itd.), zmieniać ich wielkość, włączać i wyłączać etykiety, można także personalizować foldery, listę aplikacji, gesty do obsługi całości, powiadomienia z aplikacji itd. itp.

Korzystając z tego launchera chyba każdy będzie mógł ustawić wygląd telefonu, jak lubi. Sam robię tak: usuwam dock, a dół ekranu mam pusty, ustawiam siatkę ikon 6x5 lub 7x5, instaluje dodatkowe ikony z Google Play (moje ulubione ostatnio to zestaw Desaturate), a na każdym z przewijanych pulpitów osadzam 9 lub 12 ikon. Upraszczam do maksimum listę aplikacji, dodaję jeszcze wtyczkę Nova Google Companion z Google Discovery, włączam wszędzie ciemny motyw z czerwonymi akcentami i już mam swój własny, minimalistyczny interfejs – szybki, wygodny, intuicyjny i niepowtarzalny.

Nova Launcher jest dostępny w Sklepie Play za darmo (z mniejszym wyborem funkcji), a pełna wersja Prime kosztuje około 18 zł.

Opera – najwygodniejsza przeglądarka mobilna

Przeglądarka Opera to druga rzecz, jaką instaluję w Androidzie, a czasami – wręcz pierwsza. I jest to aplikacja, bez której absolutnie nie wyobrażam sobie używania smartfonu.

Cóż takiego ma Opera? Dla mnie to naturalny wybór, bo z Opery korzystam też na komputerze. Dzięki temu mogę synchronizować z PC zakładki i kafle szybkiego wybierania, hasła (te mniej istotne z puntu widzenia bezpieczeństwa) czy historię przeglądania. Wszystkie te dane przechowywane są na koncie Opery w chmurze, więc każda instalacja przeglądarki daje natychmiastowy dostęp do tych samych zasobów.

Jednak nie to jest najważniejsze. Gdy na nowym telefonie zdarzy mi się odpalić Chrome’a, to po kilku minutach mam dość. Instaluję Operę. Opera ma wygodny, czysty interfejs, który można w dużym stopniu dostosować do swoich potrzeb i moim zdaniem zapewnia największą wygodę na rosnących ekranach powyżej 6 cali. Lubię tę przeglądarkę za funkcje będące batem na zbyt wymyślne layouty stron WWW: skalowanie tekstu na stronach z jednoczesnym ich łamaniem do szerokości ekranu (tego brakuje w większości mobilnych przeglądarek), za tryb nocny (czarne tło i regulowana temperatura kolorów), za tryb czytnika (konwertuje stronę na sam tekst, bez obrazków i zbędnych ozdobników), a do tego nie tylko za blokowanie reklam z dopuszczeniem tych akceptowanych, ale również za automatyczne zatwierdzanie komunikatów o ciasteczkach. Genialna sprawa, chociaż ostatnio niektóre przepuszcza.

Gdy jestem w słabym zasięgu internetu, mogę łatwo włączyć oszczędzanie transferu, a gdy chcę zajrzeć na amerykańskie strony jako Amerykanin, wystarczy aktywować VPN i skorzystać z karty w widoku prywatnym. Czasami zapisuje wybrane strony jako PDF. Dodatkiem do opcji podstawowej synchronizacji jest Flow, funkcja pozwalająca przesyłać notatki, linki czy pliki między PC a smartfonem, co przydaje się, gdy znajdę coś fajnego w telefonie, ale chcę to wykorzystać na komputerze. Jest jeszcze kilka innych dodatków i chociaż są przeglądarki o podobnym zestawie narzędzi albo i większym, to tylko w Operze zostały one ujęte w tak prostą i wygodną na co dzień formę.

Przeglądarka ma też swoje inne wersje (Opera Touch, Opera Mini), ja jednak korzystam z tej klasycznej. Można ją pobrać ze Sklepu Play. Dla iOS dostępna jest wersja Touch.

Locus Map – mapa i nawigacja na bezdroża

Lubię czasami powędrować w dal po drogach i bezdrożach i do takich celów terenowa nawigacja Locus Map jest jak znalazł. Nie jest to jedyna tego rodzaju apka, jakiej używam (inne to: OsmAnd+, OruxMaps czy ViewRanger), ale Locus przekonał mnie ostatnio fajnymi wtyczkami dla smartwatchy – można mapę lub wskazówki nawigacji wyświetlać na ekranie zegarka.

W smartfonie Locus Map daje pełnię możliwości. Mapy można pobrać bezpośrednio z aplikacji, korzystając z różnych źródeł, w tym darmowych jak OpenStreetMaps. W internecie bez problemu można też znaleźć dodatkowe mapy w innych formatach jak MAP, SQLite, TAR, MBT, GEMF, Orux lub RMA. Dobry wybór to skorzystanie z płatnych map twórców Locusa – za cenę jednego czy dwóch piw rocznie dostaję stale aktualizowane mapy z czterema stylami do wyboru: wędrówka i rower, narty, miasto oraz droga. Ich dane są bardzo szczegółowe, a do tego otrzymuję bardzo duży zestawterenowych funkcji nawigacyjnych.

Oto 10 aplikacji, które zawsze instaluję w swoich smartfonach

Locus Map umożliwia nawigację – samochodową 2D, ale przede wszystkim w terenie – na rowerze lub pieszo. Wzdłuż dróg lub po prostu do celu. Nie zabrakło funkcji zapisu śladu, importu i eksportu tras, a także ich udostępniania w serwisach i aplikacjach. Dodatek stanowi opcja śledzenia na żywo, która pozwala udostępniać swoją lokalizację w czasie rzeczywistym. Są też funkcje monitorowania aktywności sportowych, w tym trener audio, wykresy, statystyki oraz obsługa zewnętrznych akcesoriów Bluetooth lub ANT+. Locus Map dostarcza także informacje o pogodzie, pozwala bawić się w Geocaching,

Darmowa wersja Locus Map Free wyświetla niewielkie banerki reklamowe, ale poza tym program dostarcza najważniejsze funkcje. Sam używam wersji Pro, która kosztuje obecnie około 40 zł. Jedyna rzecz, jakiej mi brakuje w Locus Map, jest opcja synchronizacji własnych danych między urządzeniami, co ma na przykład ViewRanger.

Locus Map Free można pobrać na Androida

Waze – społecznościowa nawigacja on-line

Locus jest dobry w terenie, a co na drodze? Pierwszym moim wyborem jest Waze. To aplikacja o izraelskim rodowodzie, która kilka lat temu została przejęta Przez Google. Charakterystycznym elementem Waze’a jest jego lekko komiksowy interfejs, zwłaszcza ikony i symbole, ale jednak nie należy się tym sugerować – to nawigacja bardzo na serio.

Program jest bezpłatny, darmowe są też mapy, ale można z nich korzystać tylko w trybie online. Wymaga to stałego dostępu do internetu, ale ma też zalety – mapy są na bieżąco aktualizowane przez twórców aplikacji z pomocą użytkowników. Użytkownicy są tu zresztą najważniejsi, bo Waze to przede wszystkim aplikacja społecznościowa. Każdy wazer, widząc jakieś zdarzenie na drodze: korek, wypadek, roboty drogowe, zamknięcie drogi, fotoradar lub patrol policji, może błyskawicznie powiadomić o tym społeczność. Zgłoszenia natychmiast są uwzględniane na mapie jako ostrzeżenia dla innych kierowców i jeżeli okażą się one dla nich cenne, są oceniane „łapką w górę”.

W porównaniu do Yanosika, który jest już chyba zdecydowanym liderem polskich asystentów kierowcy, Waze być może nie wypada aż tak dobrze, ale Yanosik odstrasza mnie przeładowanym interfejsem z reklamami. Rzadko zdarzało mi się też, by Waze nie powiadomił mnie o czymś naprawdę istotnym. Społeczność polskich użytkowników Waze jest na tyle duża, że jazda po kraju zawsze dostarcza mi ważnych informacji. Waze sprawdzi się także w całej Europie – wazerzy są wszędzie. Już włączając aplikację, użytkownik jest informowany, ilu wazerów znajduje się w okolicy, co więcej może zobaczyć symbolizujące ich ikonki na mapie, a nawet wysłać im wiadomość.

Mapy Waze bazują na kilku czy nawet kilkunastu źródłach, zależnie od kraju. Ich dokładność jest całkiem dobra, nowe ulice i drogi pojawiają się bez zbędnej zwłoki. Wskazując cel podróży, możemy dodać punkty pośrednie lub wyznaczyć trasę alternatywną. Ciekawy jest tryb planowania nawigacji z dojazdem na określony czas – program powiadomi, że już trzeba tam wyruszyć. Przydatna jest także integracja z kalendarzem – aplikacja sama przypomina, że już nadeszła odpowiednia pora, by wsiąść w samochód i udać się na zapisane spotkanie.

Waze na pewno nie jest najlepszą nawigacją on-line, ale ma też w sobie takie cechy, że zawsze do tej aplikacji chętnie wracam.

Pobierz dla Androida i iOS

NetMonster – łatwa identyfikacja stacji bazowych 5G

Z tej aplikacji zacząłem korzystać stosunkowo niedawno – odkąd zaczęły się testy 5G. Chociaż jest sporo podobnych narzędzi, to jedno wyróżnia się na plus: pokazuje to, do jakiej stacji bazowej podłączony jest telefon, dobrze także identyfikuje przekaźniki 5G. Inne podobne aplikacje (dawniej BTSearch, teraz Netmonitor z bazą danych BTS-ów i inne) też się oczywiście sprawdzają w różnych zastosowaniach, ale NetMonster jako chyba jedyny w pełni radzi sobie z naszymi sieciami 5G w DSS na 2100 MHz, identyfikując je także w Dual SIM. Jest to o tyle istotne, że wiele smartfonów pokazuje symbol 5G na górnym pasku Androida, chociaż w danej chwili urządzenie nie jest zalogowane do warstwy 5G, lecz jedynie do kotwicy DSS w 4G.

Pierwsze uruchomienie NetMonstera wiąże się z pobraniem aktualnej bazy danych operatorów – można to nastawić jako zadanie cykliczne. Stacje są też wykrywane i identyfikowane przez aplikację w trakcie przemieszczania się między stacjami, nie zabrakło opcji importu danych z pliku.

Powiadomienia o zalogowaniu się telefonu do określonego przekaźnika widoczne są na pasku powiadomień, więc nie trzeba mieć aplikacji cały czas uruchomionej. W głównym oknie dostępne są cztery zakładki. Pierwsza to log, gdzie zgrupowane są wszystkie stacje bazowe, do których zalogował się telefon podczas pracy aplikacji (także w tle). W oknie Live podane są parametry danych stacji bazowych, z którymi połączony jest telefon. Z kolei zakładka Graphs wyświetla wskaźniki siły sygnału jak RSSI czy RSRP. Ostatnia zakładka to mapa – pokazuje, gdzie dokładnie są te przekaźniki, a te aktywne zaznaczone są symbolem korony.

Na mapie brakuje mi możliwości wyświetlania wszystkich dostępnych BTS-ów z bazy danych, są za to tylko te wcześniej zalogowane. Przydałyby się też bardziej precyzyjne informacje o częstotliwościach. Mimo swojej prostoty NetMonster dobrze się sprawdza do szybkiego namierzania pobliskich stacji bazowych i ich identyfikacji.

NetMonster dostępny jest dla Androida.

Windy – pogoda na żywo: na morze i w góry

Windy nie jest typową aplikacją pogodową do szybkiego sprawdzenia „czy za oknem pada deszcz” – to rozbudowany kombajn, który wizualizuje prognozę pogody niemal w czasie rzeczywistym, z odświeżaniem co 5-15 minut, w zależności od regionu. Na mapie całego świata można obserwować przemieszczające się deszcze, śnieżyce, burze, wiejące wiatry czy zachmurzenie. Windy podejrzałem kilka lat temu kolegi żeglarza, podczas rejsu po wodach Norwegii. Tam ta aplikacja okazała się nieocenionym narzędziem, które zawczasu pozwalało oszacować niebezpieczeństwa i planować dalszy rejs. Sprawdzi się też jednak na lądzie, również do prognozowania lokalnej pogody w całej Polsce.

Po otwarciu Windy pojawia się mapa z typowym radarem pogodowym. Można jednak przełączać się między kolejnymi, konfigurowalnymi warstwami, niektórymi bardzo szczegółowymi. I tak na przykład można obserwować osobno trzy rodzaje chmur – wysokie, średnie i niskie. Na co dzień oczywiście przydadzą się podstawowe warstwy, na których można śledzić zmiany temperatury, nadchodzące ulewy czy śnieżyce. Wśród warstw Windy jest też taka, która pokazuje jakość powietrza – np. stężenie NO2 czy PM2.5.

Aplikacja pokazuje standardową prognozę dla wybranej lokalizacji, ale też można za pomocą odtwarzacza na dole ekranu włączyć prognozę na kolejne dni, przedstawianą w formie ruchomej wizualizacji.

Dane pogodowe do Windy dostarczają m.in. amerykańska instytucja meteorologiczna NOAA oraz europejska organizacja EUMETSAT, zarządzająca systemem satelitów meteorologicznych.

Windy jest aplikacją bezpłatną dostępną dla Androida i iOS. W aplikacji można przejść na płatną subskrybcję.

Solid Explorer – z nim dotrzesz do każdego pliku Androida

To jedna z aplikacji, której zacząłem używać w czasach, gdy Android mozolnie się rozwijał – i mimo upływu lat, Solid wciąż się przydaje. To jeden z najwygodniejszych, najbardziej rozbudowanych menedżerów plików na Androida.

Aplikacja fajnie wygląda, a dzięki wielu opcjom personalizacji można zmienić nie tylko motywy i ikony, ale także działanie wielu funkcji. Zmyślnym rozwiązaniem jest umieszczenie dwóch okien z widokiem plików jedno za drugim – przełącza się między nimi gestem w prawą lub lewą stronę. To pozwala na błyskawiczne przeglądanie i przerzucanie plików z jednego miejsca w drugie.

Mocnym atutem Solid Explorera jest możliwość zarządzania nie tylko lokalnymi plikami na smartfonie, ale także zdalnymi w chmurze lub w sieci lokalnej. Można więc powiązać aplikację z Dyskiem Google, OneDrive, Dropboksem, serwerami FTP (można też stworzyć własny w aplikacji), komputerami w sieci LAN/SMB i wieloma innymi. Dodane w ten sposób lokalizacje są tak samo łatwo osiągalne, jak katalogi w smartfonie – wystarczy tylko przesunąć palcem w jedną lub drugą stronę.

Solid Explorer umożliwia nie tylko rozmieszczanie plików, ale także ułatwia zarządzanie archiwami ZIP, RAR czy 7ZIP, pozwala też szyfrować pliki w sekretnym folderze (będą niedostępne dla innych aplikacji). W zrootowanych smartfonach można też eksplorować najgłębsze zakamarki systemu, niedostępne w podstawowych aplikacjach.

Solid Explorer to aplikacja płatna – po zainstalowaniu jest 14 dni na korzystanie z pełnej wersji. Jej odblokowanie oznacza wydatek niecałych 6 zł, więc nie ma w sumie o czym mówić – warto.

Aplikacja Solid Explorer dostępna jest w Sklepie Play.

MEGA – podręczna chmura z szyfrowaniem

Korzystam lub korzystałem z kilku chmur, w tym z Dysku Google oraz w pracy – OneDrive.Ponieważ na komputerze nie używam Windows, tylko Ubuntu, to szukałem dla siebie chmury, która zapewni mi najlepszą integrację ze środowiskiem graficznym GNOME, domyślnym w Ubuntu. Taką chmurą okazała się MEGA, która pozwala na łatwą i szybką synchronizację między dwoma komputerami z Ubuntu (oczywiście jest też wersja dla Windows i w przeglądarkach) oraz rosnącą liczbą smartfonów z Androidem. Ma też kilka innych atutów, choć nie brak pewnych mankamentów.

Zakładając konto w MEGA, w wersji darmowej otrzymuje się 50 GB miejsca na pliki, co jednak po miesiącu zmniejsza się do 15 GB. Tę wielkość można zwiększyć dzięki dodatkowym osiągnięciom – na przykład po instalacjąi aplikacji mobilnej czy dokonując weryfikacji SMS. Maksymalnie zdobyłem nawet 70 GB, jednak te dodatkowe gigabajty też są na jakiś czas (np. trzy miesiące). Cóż, 15 GB też jest dobrą wartością na tle innych chmur. Podobnie jest z transferem, który podlega limitowaniu – jest to uzależnione od różnych czynników, ale średnio wynosi około 5 GB na dzień. Warto wiedzieć o tych ograniczeniach, bo jak widzę po komentarzach w Google Play, wielu użytkowników o tym nie wie i wystawia najniższą ocenę.

Z powodu tych ograniczeń darmowa wersja MEGA nie nadaje się na magazyn filmów czy dużych plików udostępnianych znajomych, ale dla mnie to przede wszystkim chmura do synchronizacji potrzebnych na bieżąco dokumentów, skanów i zdjęć między PC a Androidem. Dodatkową zaletą jest szyfrowanie end-to-end. Aplikację MEGA w smartfonie można także wykorzystać do automatycznego wgrywania zdjęć robionych aparatem, dla chętnych jest też chat z innymi użytkownikami.

Aplikacja MEGA jest dostępna dla Androida i iOS.

Reddit – serwis społecznościowy, którego nie doceniałem

Na Reddita zaglądałem nie raz na komputerze i zawsze mnie ten serwis odrzucał jako wykopopodobne śmieciowisko z archaicznym interfejsem. Zmieniło się to dopiero wtedy, gdy za sprawą którejś z mobilnych gier zarejestrowałem się na Reddicie i zainstalowałem aplikację w smartfonie. To się okazało dobrym pomysłem, zwłaszcza po włączeniu ciemnego motywu.

Z tej perspektywy odkryłem inne oblicze Reddita. Subreddity, czyli wydzielone tematycznie wątki głównego serwisy tak naprawdę są oddzielnymi mini społecznościami, które w dużej mierze funkcjonują jak fora dyskusyjne. Ich subskrybenci wymieniają się wiedzą i doświadczeniami na różne tematy. Jest to więc dobre miejsce dla niekoniecznie hardkorowych graczy – mobilnych czy też konsolowych – dla użytkowników sprzętów różnych marek, ale też poszukiwaczy memów i „końca internetu”. Sam subskrybuje subreddity dotyczące smartwatchy Amazfit i Wear OS, związane z grami, w które gram, do tego polityczne, z internetowymi głupotkami, a także… tapetami. Poza własnymi subredditami można też przeglądać najpopularniejsze lub najwyżej ocenione posty z ogólnych kategorii. Często też trafiam na Reddita, szukając jakichś informacji i wiadomości związanych z pracą w Telepolis. Przy tej okazji wielokrotnie przekonuje się, że Reddit to miejsce skupiające wielu ludzi z dużą wiedzą i chęcią pomocy innym użytkownikom. Często tez korzystam z tych informacji. Nie doszedłbym do tego, gdyby nie mobilna aplikacja – i na niej też przeglądam Reddita w jakichś 98 procentach.Aplikacja Reddit dostępna jest na Androida i iOS.

Moon+ Reader Pro – nie ma lepszego czytnika e-booków

Do czytania e-booków używam czytnika Amazon Kindle, który genialnie sprawdza się, kiedy go mam pod ręką. Kiedy go nie mam, czasem doczytuję książki w aplikacji Kindle, która ma tę zaletę, że synchronizuje czytane treści między urządzeniami. Nie lubię jednak tej aplikacji, nie przepadam też za ograniczeniami Kindli, więc w smartfonie instaluje również albo tylko inny czytnik – Moon+ Reader Pro.

Jest chyba najlepsza aplikacja tego typu. Moon+ Reader czyta wszystkie popularne formaty książek i dokumentów od EBUP począwszy, przez AZW3 i MOBI, po PDF-y, pliki tekstowe i DOCX. Czytnik świetnie sobie radzi z formatowaniem tekstu niezależnie od źródła, a jego mocnym atutem są przeogromne możliwości personalizacji. Można niemal dowolnie zmienić kolory tła i tekstu czytanych książek, można też szybko przełączać się między różnymi motywami w zależności od pory doby i nastroju, można także modyfikować użyte kroje pisma, ich rozmiar, odstępy itd. itp. Wszystko to się przydaje, gdy oryginalny plik z e-książką lub dokumentem został niechlujnie przygotowany przez jego twórcę.

Lubię też tę aplikację za wygodne sterowanie i dostęp do najważniejszych funkcji podczas czytania, co zresztą też można drobiazgowo skonfigurować. Plusem jest również możliwość importowania książek bezpośrednio z chmury, np. Google Drive czy Dropboksa, a także łatwy dostęp do darmowych archiwów z e-bookami, jak Project Gutenberg.

Moon+ Reader Pro jest aplikacją płatną – kosztuje w tej chwili ok. 30 zł, jednak często ogłaszane są promocję z upustem 50%. Sam kupiłem ten czytnik, korzystając właśnie z takiej okazji. Jest też podstawowa wersja Moon+ Reader z reklamami. Tu ja można pobrać dla Androida.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas naGoogle NewsTagi:co zainstalować w telefoniepolecane aplikacje mobilneulubione aplikacje android i iosdobre aplikacje na androidaWyświetl komentarze X Przewiń w dół do następnego wpisu

Powiązane artykuły