Loading...

Wystarczające wrogiem nowego?

 Wystarczające wrogiem nowego?

Po pierwszym tegorocznym, jesiennym Apple Event zamówiłem sobie pasek. Tak – pasek. W kolorze Marigold, który w Polsce, nie wiedzieć, dlaczego, przetłumaczono jako „miodowy”. To taki kwiat, tak swoją drogą. Zatem pasek – kolejny do mojej kolekcji. Inni kupują znaczki. Nie – nie kupiłem ponownie nowego telefonu, tabletu czy zegarka. Chyba wypadłem na dobre z profilu wzorcowego klienta Apple. I, nie ukrywam, dobrze mi z tym.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2021


California dream?

Kiedy wybuchła pandemia, Apple było zmuszone wymyślić swoje prezentacje na nowo. I nie chodziło tylko o ich formę czy realizację, ale o całość. Wystąpienia publiczne to integralna jedność miejsca, narracji i aspektów technicznych, osadzonych we wspólnym mianowniku opowieści. I trzeba przyznać, że Apple dokonało tutaj małego cudu.

To, w jaki sposób obecnie realizowane są ich prezentacje, ociera się o perfekcję rodem z Hollywood. Niemniej jednak w przypadku ostatniego Apple Event zauważyłem, że zaczynają wpadać we własną pułapkę. Wszystko jest wymuskane, piękne i dynamiczne, ale zaczyna brakować w tym starego, człowieczego ducha. Nie zastąpią go wyuczone lub nawet prawdziwe uśmiechy liderów firmy. Dynamiczne sekwencje kolarzy, pędzących przez amerykańskie bezdroża czy efektowne upadki i lądowania w piachu. Podobnie sama opowieść, choć zapewne bardzo chwytająca za serce mieszkańców Kalifornii, to dla reszty świata raczej była tym razem przerysowaną laurką.

„Kalifornia to miejsce dla ludzi z wielkimi marzeniami. Dla tych, którzy chcą zmieniać świat. Jesteśmy dumni, że to ten stan jest naszym domem”.

Powyższe zdanie podsumowało całość otwarcia najlepiej. Przynajmniej dla mnie. Tak czy owak, należą się brawa za kreatywność.

Podobnie jak twórcom treści na Apple TV+, a właściwie to osobom odpowiedzialnym za dobijanie targu z wieloma wytwórniami, od których kapitalne produkcje Apple zaczęło w ostatnim czasie nabywać. Wychwalany przez niemal wszystkich (w tym przeze mnie) „Ted Lasso”, będący dziś najbardziej utytułowanym serialem wszech czasów, wyprodukował Warner Bros. Pamiętamy o tym. Oczywiście z pomocą ciężarówek dolarów, które dostarczyło Apple. Jeśli jednak przyszłość nadgryzionej platformy VOD ma upłynąć pod znakiem podobnej jakości współpracy, to nie mam nic przeciwko.

Wystarczające wrogiem nowego?

 Wystarczające wrogiem nowego?

Nie. Przynajmniej nie dla mnie, bowiem bardzo podoba mi się obecna sytuacja, w której Apple za nowe sprzęty mało sobie nie liczy, za to wydatek ten rozkłada się na coraz dłuższy czas. Mam iPhone’a 11 Pro (w pięknym, nieodżałowanym odcieniu angielskiej zieleni), który pozostanie moim telefonem już trzeci rok i naprawdę nie wiem, co będzie musiało się stać, abym poczuł potrzebę jego zmiany. Amatorskie kręcenie filmów i robienie zdjęć? Sprawdza się dla mnie aż nadto dobrze. Prędkość, wygląd, wszystko pozostałe? Obecnie te wszystkie rzeczy są jakieś dwa poziomy ponad moimi wymaganiami. A wiecie, że jestem osobą, która z marką związana jest od ponad 11 lat i swego czasu wymieniała telefon co roku. W 2022 roku wymienię jedynie baterię. Nic więcej.

Podobnie sprawa ma się z zegarkiem. Rok temu wybrałem model stalowy (bo aluminiowe nie byłyby w stanie przetrwać intensywnego uprawiania sportu), w pięknym odcieniu grafitu i po ostatniej prezentacji wiem, że to była dobra decyzja. Spokojnie mogę poczekać do modelu 8. Mógłbym o wiele dłużej, ale z uwagi na amortyzację wydatku przy zmianie najrozsądniej jest wymieniać ten produkt co dwa lata (aby móc sprzedać poprzedni model w miarę w rozsądnej cenie). Ten sposób sprawdza mi się znakomicie. A sam nowy Series 7? Cóż – ewolucja, której zabrakło zmian w dwóch obszarach: mocy oraz funkcji medycznych. Więc sytuacja jest dla mnie komfortowa – wiem, jak będzie wyglądał mój następny zegarek i cieszę się, że nie będzie raczej kanciasty. Będzie miał większy ekran – super – i wytrzymalsze szkło – jeszcze lepiej – a na resztę muszę poczekać rok. Pasuje mi to.

Jeśli chodzi o iPada – mam model Pro w najwyższej konfiguracji z roku 2020. I powiem to ponownie – sprzęt ten będzie moim podstawowym komputerem mobilnym spokojnie do roku 2023. Mam kilku znajomych, którzy wzięli modele z procesorami M1 i do dziś nie potrafią mi wskazać jednego zastosowania, w którym ta moc się przydaje. Ja przesiadałem się z iPada Pro 10,5”, więc skok w wydajności, ekranie i we wszystkich pozostałych aspektach był dla mnie przeogromny. Montuję na nim filmy w Luma Fushion, podcasty w Ferrite i działa tak, jak oczekuję. Kolejna dobra inwestycja, która już zdążyła na siebie zarobić, a teraz daje spory bufor spokoju na lata. Pomijam już nawet, że kupiłem go nowego w bardzo okazyjnej cenie.

Mac. No to na liście pozostał Mac. iMac. Czekam na modele Pro, które będą w stanie zaoferować mi przekątną bliską 30’’. Wówczas, po 6,5 roku z moim aktualnym iMakiem 4K (którego znacząco rozbudowałem, gdy kończył 3 lata) nie będę miał oporów, aby wymienić domową stację roboczą. Zapewne na mocną konfigurację, która będzie mi służyła przez kolejne 6–8 lat. Patrząc na to, co potrafi krzem od Apple, celuję raczej w kolejny rekord i komputer na 7–8 lat.

Świat znowu odjeżdża Polsce

Niestety, najciekawszych dla mnie nowości, w które Apple inwestuje ogromne pokłady pieniędzy, nie ma w Polsce. Zmiany, które kalifornijska firma zaprezentowała podczas wrześniowego Apple Event w usłudze Apple Fitness+, są imponujące. To spełnienie marzeń wielu osób, które od wielu lat codziennie dbają o kondycję fizyczną. Z uporem i reżimem maniaka. Ćwiczą w domach i na zewnątrz, a po 2020 roku częściej w tej pierwszej lokalizacji. Płacą ogromne pieniądze trenerom, którzy też płacą niemało platformom i usługom, aby móc realizować treningi online. A platformy te, komunikatory czy usługi pozostawiają wiele do życzenia.

I na to jest rozwiązanie. Są całe gromady kapitalnych osób i pasjonatów, którzy chętnie podzieliliby się zyskiem z Apple, weszli do nowoczesnego studia, powiedzmy w stolicy swojego kraju, aby nagrać serię treningów lub aby prowadzić je na żywo. Oddaliby więcej niż 30% zarobków, aby móc być częścią doświadczenia, które oferuje usługa Fitness+ i wiem to bezpośrednio od takich osób. Ale nie mogą. Nie tu. I nie w wielu miejscach na świecie poza Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Szkoda, bo to zmiana świata, którą Apple zapowiada prosto z Kalifornii i która chyba tylko tam ma prawo się zadziać.



Powiązane artykuły